Historia działań na wydziale pedagogicznym 1980-1986

Z FraczakWiki
Skocz do: nawigacji, wyszukiwania

Historia inicjatyw studenckich na Wydziale Pedagogicznym podejmowanych w latach 1980-1986 spisana w odpowiedzi na opublikowanie oficjalnej historii Wydziału przez Piotra Frączaka i Janusza Kęskę ku pamięci potomnych - pierwodruk specjalny numer Dziękuję


O roku ów

Na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego pojawiliśmy się obaj w roku 1980. Jeden jako student (po przejściach – rok medycyny) pierwszego roku, drugi jako pracownik techniczny. I trzeba na wstępie powiedzieć, iż wtedy nic o sobie nie wiedzieliśmy. Dopiero rok później, gdy już otrzęsiony drugoroczniak witał na obozie zerówkowym technika fotografa nawróconego na studenta, drogi nam się zeszły ale nie wybiegajmy zbytnio do przodu. 1980 rok był wyjątkowy w historii Polski, ale także w historii wydziału i to właśnie nas dwóch było świadkami tej przemiany, tych różnorodnych inicjatyw, które wówczas pączkowały. Nie jest tak abyśmy mogli wszystkie pomysły i ich realizacje spisać, a także abyśmy wspominając różne osoby, którejś z nich godną uwiecznienia nie pominąc pomineli lub na jej prośbę przemilczeć. Wybaczcie to nam, których powoli już skleroza dopada, i raczej zamiast w nas kamieniami rzucać dodajcie do naszej historii swoje opowiastki.

Wolne związki z rzeczywistością

Jak można było wówczas się nie zapisać. Według nas nie można było i dlatego już na samym poczatku kariery w murach Szturmowiska zaczeliśmy się rozglądać za legitymacją, która nie byłaby partyjną. Studenci do nauki, pracownicy do zwiazków. To hasło choć nie wprost pchało nas w szerego Niezależnego Zrzeszenia Studentów i Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Solidarność. Studenci pierwszego roku mogli spotkać się z trzema założycielami NZS-u na Wydziele: Bohdan Kostyra, Paweł Milczarek,Witold Górka. Tu młody adept mógł wreszcie swoją antysystemowość wykrzyczeć prostym podpisem. Podobnie młody pracownik mógł zapisać się do związku ludzi zaangażowanych w ruch odnowy pod przewodnictwem Joanny Papuzińskiej. NZS strajkuje w Pałacu Kazimierzowskim w sposób ograniczony (kilkadziesiąt osób w tym bodaj dwie z pedagogiki - PF i Bohdan Kostyra) po raz pierwszy już w październiku potem delgacja trzech osób na otwarcie pomnika poległych stoczniowców w Gdańsku (w tym PF i Bohdan Milczarek?). I zgodnie z logiką tamtych lat kolejny strajk (już na Szturmowej) po prowokacji bydgoskiej, gdy Karol Płudowski śpiewem zagłuszał nasz wewnetrzny problem – strajkować czy podporzadkować się komitetowi strajkowemu UW, który twierdził, że Szturmowa w każdej chwili może spłonąć.

To właśnie ten dylemat spowodował, że w październiku 1981 roku strajk Pedagogiki odbywał się na Krakowskim Przedmieściu. Początkowo zajęliśmy salkę w Audytorium Maximum. Ale już po nocy przebywania w koszarowej atmosferze spisków, prowokacji, przepustek i protestów przeciw ograniczaniu przez Komitet Strajkowy NZS UW prawa do wolności przemieszczania się i wypowiedzi znaleźliśmy azyl vis a vis na Wydziale Filozofii. Tu część stanowili zagożali (ciągły strajk), część strajkowała rotacyjnie (słynne „rotuj się kto może”) reszta mogła wziąć udział w strajku czynnym. Oto na Szturmowisku samorząd studencki zorganizował Wszechnicę Strajkową na takim poziomie prelegentów, że nie jeden ze strajkujących na Krakowskim wymykał się na co lepsze wykłady.

Zaś na krakowskim udzielaliśmy się. A to ukazał się słynny Czerwony WAR z Kapturkiem, a to śpiewnik strajkowy wydalismy, a to zorganizowalismy z filozofami i jednym dziennikarzem marsz 21 pod Pałac Namiestnikowski w protescie przeciwko zajęciu przez milicję Wyższej Szkoły Oficerów Pożarnictwa (do której przez kilka dni szmuglowaliśmy przez kordon żywność i informacje). Zresztą z tym przemarszem łącza się dziś raczej anegdotki (np. o tym jak milicja zwróciła nam uwagę, że nie mamy odpowiedniego oświetlenia), ale wtedy, gdy wyszliśmy wbrew decyzji Uczelnianego Komitetu Strajkowego i szliśmy środkiem Krakowskiego Przedmieścia nie było nam do śmiechu. Paweł Milczarek szedł z przodu skandując „Ręce precz od WOSP”, „Szkoła dla strażaków”. Zresztą od tego czasu inne wydziały traktowały nas z pewna rezerwą, a my chodziliśmy z wydziału na wydział, trochę śpiewajac trochę wyjaśniająć dlaczego trzeba było to zrobić.

Samorządność czyli jak trudno być wolnym

Tuż po powstaniu Niezależnego Zrzeszenia Studentów podjete zostały prace nad powołaniem Samorządu Studentów. Bardzo trudno było przekonać ludzi, że to nie to samo co związki. Zresztą część ludzi aktywnych w NZS-ie współorganizowała też samorząd. W końcu udało się i odbyły się pierwsze wolnne wybory, z plakatami wyborczymi, gdzie osoby zgłoszone przez NZS konkurowały z tymi zgłoszonymi przez Socjalistyczny Związek Studentów Polskich i kandydatami niezależnymi. W pierwszych wyborach wygrał Jurek Marek.

O tym jak ważna rolę odgrywał samorząd niech świadczy zorganizowana Wszechnica Strajkowa – jeden z nielicznych w ówczesnej Polsce studenckich strajków czynnych (drugi był bodaj w Poznaniu) polegajacy nie na przerwie w nauce, ale na uczestniczeniu w zajęciach alternatywnych do oficjalnego programu. Trzeba także pamiętać, że samorząd od wprowadzenia stanu wojennego był jedyną z forma niezależnej organizacji studentów. To w oparciu o struktury samorządowe po 13 grudnia stworzyła się dość szybko sieć wymiany informacji. Byliśmy w tej dobrej sytuacji, że podejmowane przez samorzad starania o przeniesienie Wydziału bliżej centrum się nie powiodły, i po pamiętnej nocy mogliśmy się jeszcze spotkać na wydziale i ponawiązywać kontakty (zanim ktoś się zorientował i zakazał wpuszczać studentów). Trudno powiedzieć jak długo działały. Z uwagi na panikę przed aresztowaniem Piotr przekazał wszelkie kontakty ochockie bodaj Zbyszkowi Brymowi. Potem okazało się, że wojsko zabrało i to na krótko tylko jego brata, ale zasady konspiracji zatarły resztę śladów. Jednak o ile pamięć nie myli Stoczyński organizował w oparciu o struktury samorzadowe spotkanie wigilijne. Odbudowany w poźniejszym czasie samorząd przejął m.in. lokal NZS-u (bodaj nr 172 z pianinem tuż obok sali wykładowej) i podejmował działania w imieniu studentów. Nie zawsze bezkonfliktowo. W 1984 czytamy w numerze SamoWaru taką oto odpowiedź na „List otwarty studentów do Zarzadu Samorządu Wydziału Pedagogiki” „Popieramy wszelkie inicjatywy, pomagamy w ich realizacji, nadstawiamy za nie karku ale wybaczcie nie będziemy ich jeszcze wymyslać i organizować. Jeżeli ktoś chce „konsumować” kulturę, albo uprawiać turystykę poprzez opłacanie wczasów niech zgłosi się do ZSP (samorzad nie jest winien braku pluralizmu organizacyjnego) gdyż w Samorządzie jak sama nazwa wskazuje trzeba się samemu organizować, samemu bawić, samemu załatwiać swoje sprawy. Zarząd jest od interwencji gdy te prawa do robienia samemu i po swojemu są ograniczane czy wręcz zabierane. (...) Moim obowiązkiem którego się podjąłem kandydując do Zarządu, jest umozliwić studentom wpływ na decyzje Rady Wydziału, a nie, jak to się mi sugeruje, zmuszanie studentów aby na te decyzje wpływali”. List studentów był początkiem działania na Wydziale nowej generacji, która stan wojenny przeżyła w szkołach średnich.

War czyli Jednostka Mocy Biernej

24 listopada 1980 roku na wielkiej korkowej tablicy na korytarzu budynku przy ul. Szturmowej pojawiło się pismo ścienne WAR. Oddajmy głos redaktorom WAR „ zaczął się pisać „nieperioducznym magazynem ideologicznym” (z deklaracją programową „o co Warczymy) i jako taki, ze zrozumiale małym zainteresowaniem dotrwał do strajków studenckich, kiedy to przemianował się na „internacjonalistyczny orgazm sił destrukcyjnych”. Pośród sWarów strajkowych poczytne miejsce zajął Czerwony War z Kapturkiem (3xKak), który osiągnął zawrotny nakład 50 egzemplarzy. Jednak już dla zgwałconego (abolityczny bezwar – TAK, anarchia – NIE) alternatywu kategorycznego, płodzenie „...wojennego” – z uwagi na niechcianą zaWARtość – skończyło się powszechnym rozwiązaniem. Podobnie ukazały się tylko dwa numery Waru jako „pisma Dyskusyjnego Kluby Ignoranta”, gdyż War mimo swoich egoistyczno-snobistyczno-narcystycznych skłonności nie lubi dyskutować sam ze sobą. Nie znaczy to wcale, że idea „dekai” dostatecznie upadła. War w końcu zdecydowany nie nastawiać się na masowość, wie, że on, War, nie ma wpływu na ich rozpowszechnianie. Nie zwolniło go to oczywiście z obowiązku nieregularnego wychodzenia. Późniejszy „Samobójczy straszak Intelektu” nie zdobył się już na jednolitą formułę a i wychodził w regularnie zbyt długich odstępach czasu, nic więc dziwnego , że chociaż widząc manifest nie sięgnął progu idei. Czas więc nawrócić się i my będziemy tak nawracać do czasu. Tymczasem przypominamy: (...) Do-bro-Waru to dobro kraju, a niektórym ośrodkom wcale nie jest na rękę piworządność redakcji.” Warto wspomnieć, że ten wspominkowy War ukazał się na początku marca osiemdziesiątego któregos roku tuż przed demonsatracją 8-marcową. Jakiś „życzliwy” zerwał go z tablicy i zaniósł to (zapewne niezrozumiawszy ani słowa) do dziekana Jaczewskiego, który wezwał redaktorów (każdy War podpisany był nazwiskiem i adresem wydawców). Cóż dobrotliwy dziekan, bądź co bądź, seksuolog mógł powiedzieć niesfornym studentom, którzy przypominali swój manifest m.in. słowami: „Słowa straciły sens, systemy są puste, myślenie obumiera. Chorobliwy obiektywizm zabija indywidualność i idee w zarodku. Wielcy ludzie zaczynają się od 2 metrów. Wszyscy są „na być może”, a starcia umiarkowanych „poglądów” wygladaja jak kopulacja żółwi. Na trupie dialektyki żeruje glizda analizy”? Powiedział tylko „Tyle w tych tekstach seksu...”.

Drugie życie

Oczywiście oficjalne życie nie może i chyba nie powinno wyczerpywać życia studentów. Trzeba powiedzieć, że na Wydziale Pedagogicznym to drugie życie, życie alternatywne (mówiąc wprost ta część życia studenckiego, która nie wylewa za kołnierz) miało bardzo zorganizowaną strukturę. Od wejścia na Wydział mogłeś trafić do Akademii Żurkologii Stosowanej. Żurek, jak każdy wie (my przychodząc na wydział tej wiedzy nomenklaturowej byliśmy pozbawieni wykształcenie średnie w PRL-u wielu przydatnych rzeczy nie kształciło) to nic innego jak najtańsze wino w pobliskim sklepie. Ale przecież nie o alkoholu jest rzecz ale o instytucji paranaukowej, która przyznawała swoje stopnie naukowe, obsadzała katedry. Niestety archiwa tej świetlanej Alma Mater zaginęły, ale tu naprawdę pisało się pracę (Piotr obronił pracę magistra pt. „Metażurkologia”). Oczywiście system nauki nie opierał się jedynie na eksperymanetach, ale także na bogatej dzialalności ubocznej. Jedną z metod wypracowywania pokory wobec prawd było zbieranie grosików na cele naukowe w bufecie. Sam rektor Dziamdziak (do dzis w słowach pieśni wydziałowej powtarza się „za to żem Dziamdziak a nie gówniarz”) wiódł tu prym i przykładem świecił. I trzeba tu dodać, że to drugie życie przenikało do oficjalnego obiegu. Nakładało się na siebie, co było powodem wielu nieporozumień. Pokoje na działalność studencką były za zbyt burzliwe dyskusje „naukowe” odbierane, ale idea poświęcenia się w celu poznania prawdy przenikała do następnych instytucji. Przecież zarówno samorząd, jak i PTTK czy też kolejne inicjatywy kulturalne nawet jak nie były podatne na tak scjentystyczne widzenie świata nie odważyły się negować jego prawa do istnienia. Nie da się mówic o historii wydziału bez zrozumienia istoty funkcjonowania AŻS, której korzenie tkwiły gdzieś jeszcze na Krakowskim w klubie MINI i nie były prostą degeneracją, ale jakąś próbą ożywienia idei XIX wiecznej bohemy.

Podziemna pedagogika

Nieoficjalne życie wydziału nie sprowadzało się jedynie do żurka. Po stanie wojennym trzeba było działać w podziemiu i pedagodzy działali. Teraz trudno już określić kto gdzie i kiedy. Warto może wspomnieć, że np. pismo „Fakultet” (w dokumentacji Ośrodka KARTA opisany jako Pismo środowiska akademickiego, wydawca NZS, rok 1993) było przygotowanie siłami studentów wydziału. Ukazał się tylko numer pierwszy (jako jeden z pierwszych podziemnych pism podnąszący kwestię odmowy słuzby wojskowej – ładne pare lat przed powstaniem ruchu Wolność i Pokój), bowiem w pocie czoła przygotowywany, dużo obszeniejszy numer drugi o istocie alternatywności (teksty Werstain-Żuławskiego, Pęczaka, wywiady z muzykami KRYZYSU) zaginął gdzieś w procesie podziemnej produkcji. Redaktorzy zasilili redakcje Frontu Robotniczego, który próbowal godzić wszelkie nurty radykalnej, antysystemowej lewicy od anarchistów poprzez trockistów i nieczajewowców aż po sympatie PPS-owskie, ale z wydziałem zwiazny nie był (choć jego redaktorzy zasiadali wówczas jako reprezentacji studentów w Radzie Wydziału - Piotr Frączak, Michał Jeżewski). Warto tu także wspomniec o innym piśmie, który w dużej mierze współtworzyli studenci i absolwenci pedagogiki (obok wymienionych wyżej prowodyr Paweł Milczarek), czyli „Syndykalista Polski” gdzie próbowano pogodzić wspomniane wyżej lewicowe spojrzenie z liberalnym pragmatyzmem.

Inne inicjatywy

Takich inicjatyw było mnóstwo. Jedne bardziej sformalizowane jak PTTK pod przewodnictwem „Karpia”, który niestrudzenie organizował wspaniałe wyjazdy do zamku Grodno, prowadził wycieczki po podziemiach Walimia. Inne jak zapoczątkowane wyjazdem do Komanczy stałe wypady w Bieszczady, Prełuki, Otryt. To tu „ukrywał” się przez czas pewien Rober Żebrowski, który nie mógł znieść studium wojskowego i choć napisał co najmniej dwie prace magisterskie (z czego co najmniej jedna została obroniona przez osobę współpiszacą) do tej pory nie ma magistra. Tu osobą, którą należy wymienić to Magda Pietranik (co się stało z naszą klasą?).

Było też kilka teatrów. Zaczynając od teatru, który 12 grudnia 1981 zrealizował prapremierę uliczną w autobusie bodajrze „J” (kiedyś były takie autobusy) „Wariacji naszej małej stabilizacji” w oparciu o tekst Różewicza (występowała tam m.in. Hanna Szwed i Katarzyna Sacha), przez teatr dla dzieci, który przygotował w oparciu o scenariusz napisany w Limanowej w oparciu o tekst Wojtyszki „Bromba i inni” wystawił doskonałe (jak teraz nam się wydaje – w koncu bralismy w nim udział) przedstawienie. Scenografię przygotowały Joanna Bartołd i Karolina Katana (to te od listu do samorzadu z 1984 roku). One też z Januszem Kęska prowadziły później galerię w podziemiach Szturmowej...