Przenosiny (0,5 )

Z FraczakWiki
Skocz do: nawigacji, wyszukiwania

Obywatele Jacynicze - opowieść w odcinkach

Spis treści

Antoni Jacynicz w 1776 rok nabył Rawszki w powiecie Pojurskim. Było to cztery lata po pierwszym rozbiorze Polski, ale Żmudź była wówczas daleko od terenów zabranych (ostatecznie dopiero trzeci rozbiór, ponad 2o lat później, oddał te tereny pod władanie Rosji). Dlaczego Antoni Jacynicz zmienił miejsce zamieszkania, nie wiemy, ale… jest historia jakiegoś Jacynicza z tamtych czasów odnosząca się do roku 1760. Dotyczy ona wyroku sądowego, a może i sądowego mordu, na niejakim Wołodkowiczu i dotyczy województwa mińskiego. Opowieść ma kilka wersji, możemy przyjąć, że ta z nich, która akurat Jacynicza dotyczy, mogła zdarzyć się gdzie indziej i tylko pamięć ludzka przeniosła ją kilkaset kilometrów dalej. I tak jednak warta jest przypomnienia.


Okładka książki Prawem i lewem z 1931 roku

„Józef i Michał bracia Wołodkowiczowie olbrzymiej siły, dobrawszy przyjaciół: Wiażewicza, Żegotę, Topolewskiego, Klauza i kilku innych, z kilkudziesiąt kozakami nadwornymi, stali się prawdziwie postrachem uboższych i spokojniejszych od nich ludzi, nie można było być ani ich przyjacielem: bo w pierwszym chcieli mieć wspólnika, drugi stawał się ich pastwą. Michał miał tylko być zuchwałym, Józef do zuchwalstwa zdradę i podstęp łączył, jak się to da widzieć z postępku, który stał się powodem jego śmierci. Mieszkał on w mińskim województwie, nad wielkim jeziorem, które całe do niego należało, wyjąwszy kilkaset sążni, które były własnością Jacynicza, posiadacza kilkunastu chałup włościańskich i mieszkającego na przeciwnym brzegu tegoż jeziora. Jacynicz ten rodziców Wołodkowicza był prawdziwie hołdownikiem, sługą, a piastunem Józefa; nie bez powodów spodziewał się, że pod przemożnym ramieniem tego pana spokojnym zostanie; ale nie; zażądał Wołodkowicz nabyć jego folwark, żeby być panem całego jeziora; może by Jacynicz zgodził się na to, ale ile był sławny Wołodkowicz z napastnictwa i gwałtów, tyle niesławny z rzetelności płacenia długów; jakąż mógł dać rękojmię, że się rozliczy sprawiedliwie o nabycie folwarku?

Jacynicz przedaży odmówił i odtąd zaczęły się wielkie prześladowania: grabiono bydło, zabierano sieci na jeziorze, tratowano zboże jadąc na polowanie; skarżył się Jacynicz Wołodkowiczowi, ale zawsze bezskutecznie; na ostatek ludzie Wołodkowicza, pojmawszy kilku włościan Jacynicza, pod pretekstem, że drzewo w lesie ich pana rąbali, nielitościwie zbili – Jacynicz, znając że skarga byłaby daremną, wymyślił dziwny sposób zemszczenia się na Wołodkowiczu, albo raczej zawstydzenia go; kazał na kuł słomy włożyć kontusz, położyć nad brzegiem jeziora i bić bizunem, pytając się u ludzi, kogo by bili? – Wołodkowicza – odpowiadali bijący. – A za co? – Że nas grabi, bydło zabiera, zboże tratuje. – Czy tak? Bijcie dobrze! – Zaraz się dowiedział Wołodkowicz o tej karze swego cienia i w kilka dni przyjechał do Jacynicza. – Po rubaszno-grzecznym powitaniu rzekł do Jacynicza: – A to słyszałem, że tobie moi ludzie różne krzywdy robią! – Uniżony prawie do stóp szlachcic odpowie: – Panie, na ręku ciebie nosiłem, a Ty w starości nie pozwalasz mi spokojnie umrzeć. – Wtem zaczął wyliczać zrobione na jego własnej ziemi zabory. – Nic nie wiedziałem o tym, p[anie] Jacynicz; jutro każę ci wszystko zwrócić.

W rzeczy samej nazajutrz przypędzono bydło i sieci przytrzymane oddano. Rad nieskończenie Jacynicz, że przecie na drogę rozwagi naprowadził napastnika, a chcąc dobre nadal z nim zachować stosunki, pojechał po dawnemu go odwiedzić, jak zwyczajnie bywało na obiad; bynajmniej nie przychodziło mu na myśl, żeby Wołodkowicz za żart – jak mniemał – niewinny, chciał się mścić na nim i nie miał względu na wiek jego i dawne w ich domu zasługi. Nie z tego rodzaju ludzi był Wołodkowicz; uczęstowawszy dobrze gościa, po obiedzie zaprosił na przechadzkę nad jezioro; gdy stanęli nad brzegiem, zapytał Jacynicza: Kogo to biłeś dni kilka temu nazad? Tu poznał szlachcic, że wpadł w łapkę, ale nie tracąc jeszcze nadziei, rzekł: A to chłopca, że bydło wpuścił w zboże. – Nie, p[anie] Jacynicz, mówił Wołodkowicz, wyraźnie widziałem, że to ktoś w kontuszu. – Że już kłamstwem nie można było uratować się, zeznał Jacynicz, że kuł słomy, ubrany w kontusz, bił, ale dodał, że to zrobił po pijanemu. – Nie, panie Jacynicz, ja słyszałem dobrze, jak ludziom mówiłeś: „bijcie Wołodkowicza”; a zatem (obracając się do swoich ludzi, dodał) weźcie go! – Gdy położonego Jacynicza bito, Wołodkowicz pytał: „kogo bijecie?” „Kuł słomy” – Panie! „Bijcie dobrze!” Zbity Jacynicz po wołodkowiczowsku, co znaczyło sto i oko bizunów, pozwał go do Grodu Mińskiego. Gród przyjazny, albo może bojący się Wołodkowicza, dekretem swoim tak osądził: ponieważ Jacynicz skrzywdził Wołodkowicza na honorze, a Wołodkowicz Jacynicza na honorze i ciele, przeto sądzi na Wołodkowicza sześć niedziel wieży cywilnej i kary pieniężnej 200 kop, czyli złotych 400.

Takim dekretem kontentowałby się Wołodkowicz, bo jak mówił, że w post zasiądzie u Bernardynów, to i wieżę odbędzie, i do spowiedzi przygotuje się, lecz Jacynicz apelował do Trybunału. Po kilkakroć zagajono ugodę, ale do skutku przyjść nie mogła, bo Wołodkowicz przy niej chciał nabyć folwark, mówiąc, że nie chce tego mieć w sąsiedztwie, co go bije i nie płaci; a on za pobicie kułu słomy i siedzieć wieżę musi i płacić.” Efektem całego zajścia, w którym Wołodkiewicz po pijaku na przedstawicieli Trybunału z szablą natarł i krucyfiks na pół przeciął, co skończyło się karą śmierci i to szybko – w strachu przed najazdem brata Michała Wołodkowicza;. „Nie uszliby – wspomina pamiętnikarz – może zemsty rozsypani sędziowie, żeby nie zaszła wkrótce śmierć Augusta III i wkroczenie wojsk rosyjskich w kraj polski nie zwróciły ku czemu innemu umysłów obywateli litewskich”.

No, a cóż zrobił mógł ów Jacynicz, który, choć przecie nie wprost, ale do śmierci możnego sąsiada się przyczynił? Może zechciał przenieść się gdzie indziej? Ale to bardzo naciągana hipoteza…